O sobie samej:

" I think of myself as an intelligent, sensitive human with the soul of a clown, which always forces me to blow it at the most important moments"

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

24latka


Świętuję...moi drodzy dziś kończę 24 lata...a dopiero 18 miałam...dzień jak co dzień..nie spodziewałam się aż tylu życzeń, szczególnie na naszej klasie...strasznie mi miło, i łezka mi się aż zakręciła w oku...na jutro zabieram ze sobą pyszne ciasto do pracy, w tamtym roku mnie to ominęło, więc w tym muszę się zrehabilitować...:)))

piątek, 31 lipca 2009

Biednemu zawsze wiatr w oczy...życie nie składa się z samych przyjemnych chwil...

Myślałam, że weekend spędzę w domu - po prostu....tymczasem, jutro z Londynu wracają rodzice A wraz z jego siostrą i jej mężem. Jak już wspominałam...będę musiała stawić się na wizytę. I wszystko byłoby w zasadzie ok gdyby nie to, że będzie pewnie też najstarszy brat A z żoną Marcią ich ponad roczną Emilką. Bo A to ma 2 braci i siostrę. Grzesiek jest najstarszy, po 30-stce, Rafał zaraz po nim, też jakoś pod 30-stkę, Ewa lat 28 (Tak właściwie to: Ewelina, ale nie lubi swojego imienia, więc mówimy do niej Ewa), no i mój A, czyli :Adaś lat 24 prawie Grzesiek ma już żonę chajtnął się chłopina pod koniec 2007 roku, po tym jak oboje (niby zapragnęli nagle dziecka, po znajomości trwającej intensywnie od maja - choć razczej podejrzewam, że Grześkowi dość mocno się już śpieszyło żeby się ustatkować)...no i tak się panoszą...niedzielne obiadki, wizyty, teraz wypad z siostrą Adama do Chorwacji...a my biedne żuczki siedzimy tu ja tyram, Adam też czeka na wakacyjna pracę w sadzie - zbiór jabłek...pocieszam namiętnie siebie i Adama, że w przyszłym roku sobie odbijemy, aż im w pięty pojdzie! Bo oni to podróży poślubej nie mieli, by mieć będziemy taką z prawdziwego zdarzenia :))). I zaś szykuje mi się weekend na wsi, w otoczeniu mnóstwa ludzi., gdzie każdy będzie skakał i biegał i się fascynował sobą nawzajem..i byłoby naprawdę miło, gdyby tylko nie fakt, że nie koniecznie przepadam za towarzystwem Marci (a raczej ciągle i chyba na zawsze) będę miała do niej żal, że razem z Grześkiem zagarnęli mieszkanie w którym mieszkała kiedyś cała rodzina Adama, i on sam nas tym samym pozostawiajac na lodzie...chociaż zdążyliśmy się zaręczyć zanim oni się w ogóle pobrali...Myślę, sobie czasami, że ze mnie to wstrętna i zawistna baba, że będę się w piekle smażyć kiedyś....zazdroszczę, fuczę się, nie jestem w stosunku do nich zbyt ciepła...ganię się za to, a jednak strasznie boli mnie fakt, że nikt nie pomyślał o nas...o naszej przyszłości, o tym, że nie będziemy mieli gdzie zamieszkać po ślubie...w końcu do kupy to właśnie mama Adama "darowała" im to mieszkanie, a oni nie powiedzieli nie...Są w człowieku takie zadry, które pozostaną na zawsze, mimo najlepszych intencji, pomimo najlepszych chęci na bycie dobrym i ludzkim. Są takie uczucia, które przeczą zdrowemu rozsądkowi...jest żal i niestety zazdrość, że Ci, którzy mają dużo, dostają jeszcze więcej...Są gorzkie łzy i wyrzuty w stosunku do Adama...są nerwy na jego mamę i całą rodzinę., że nikt się temu nie sprzeciwił, że tak bardzo nas skrzywdzili...jest niekończące się poczucie, że nikt, zupełnie nikt nie pomyślał o nas...rzucając nam jednocześnie kłody pod nogi...i mimo najszczerszych chęci jakie tylko człowiek może mieć, pomimo cudownej idei wybaczenia..nie wybaczę im. Nigdy.

czwartek, 30 lipca 2009

Wielkie porządki :)))

Dzisiaj wielkie sprzątanie! Padłam...w 1,5 h wysprzątałam mnóstwo pomieszczeń i:

1. Poukładałam w szafkach i szafie
2. Posegregowałam ciuszki, poukładałam te w których już chodzić raczej nie będę...z różnych powodów (...)
3. Umyłam naczynia i poukładałam je
4. Wysprzątałam pokój Kamili (po jej wyjściu wyglądał jak po przejściu huraganu!)
5. Uśpiłam kota (tu podwójny sukces, bo latał i "układał" ze mną)
6. Przymierzyłam wszystkie sukienki jakie mam w szafie...hmm...marząc przy tym ;)
7. Wysprzątałam kuwetę kota...kot =cudo, kuweta=niekoniecznie ;)
8. Usiadłam...siedzę i piję energetycznego drinka...

Muszę:

1. Ogolić nogi właściwie to się ogolić ;)
2. Oglądnąć obowiązkowo "Przyjaciół"
3. Wyczyścić torebkę - precz z kolorem ala latte!! - brudzi się potwornie, choć wygląda cudnie!
4. Uporządkować gazety - czy wspominałam już, że jestem NAŁOGOWĄ kupowaczką gazet?! Nie..więc teraz się przyznaję...mam ich tonę...i w nich już tonę :)
5. Nastroić się przychicznie, że w sobotę znowu jadę do A. - wraca z Londynu jego rodzinka więc będzie iście rodzinny zlot...dzisiaj dostałam zaproszenie na gg - sama przyszła teściowa mnie zaprosiła...już się cieszę...umieram ze szczęścia :)...
6. Przetrzymać jeszcze jutrzejszy dzień w pracy...- w końcu jest piątek...
7. Nie już nie muszę...na razie :)

środa, 29 lipca 2009

Relax by Cynamonowa

1. Dzisiaj się byczę....oglądam przyjaciół, może pośpię trochę, pomaluję paznokcie, nałożę maseczkę...zrobię wszystko to, na co rzadko kiedy mam czas...

2. P.S. Czuję coś dziwnego..czuję, że podobam się koledze z pracy...miłe to, ale dość kłopotliwe...nie chcę roztrząsać, nie chcę myśleć, potraktuję to tylko jako komplement...po prostu...

wtorek, 28 lipca 2009

Czasomierz

Brak mi czasu. Ostatnimi czasy namiętnie oglądam przyjaciół. Kocham ten serial:))) Odpręża mnie i rozluźnia, mogę oglądać go milion razy i tak mi się nie znudzi! Przypomina mi Londyn, i relaks po pracy...W międzyczasie zaczytuję się w waszych blogach...natrafiam na nowe, szukam starych. Dni pędzą nieubłagalnie, każdego dnia łapię się na tym, że czas przelatuje mi przez palce...Od czasu do czasu aby poprawić sobie humor spoglądam na cudne zagraniczne wyjazdy, cóż pomarzyć dobra rzecz. Za niecałe 2 tygodnie mam urodziny i kończę 24 lata...pamiętam jak byłam dzieckiem, potem nastolatką, a potem jak kończyłam 18 lat. jak paliłam na 18-stce schowana przez tatą, jak mnie nakrył..to było jakby wczoraj...teraz jestem w "kwiecie" wieku, mam pewne plany, i tylko z łezką w oku wspominam czasy LO, imprezy, wypady, zwykłe śmiechy-chichy...tak od czasu do czasu zastanawiam się tylko czy świat pędzi tak szybko, czy ja już jestem taka stara? Łapię się na tym, że pomimo metryki ja jednak fizycznie czuję się wciąż młoda (bo jestem, prawda?), wciąż świeża...Nachodzi mnie taka myśl, aby urodziny spędzić jakoś miło, nie wiem jeszcze jak ale liczę, że zostanę natchniona niedługo mnóstwem pomysłów:)) Z kolei dzień po urodzinach mamy z A 4 rocznicę ..tak, to już 4 lata...długo ogromnie...nie pojmuję tego w swojej małej główce, że tyle lat, dni, godzin i minut już upłynęło...Niech ktoś zatrzyma pociąg chciałabym wysiąść tylko na chwilkę...zatrzymać czas, na chwilkę, i na chwilkę może cofnąć go...

piątek, 24 lipca 2009

Weekend na...wsi

Jadę do A. Jego rodzice polecieli do jego siostry do Londynu, więc wygląda na to, że możemy spokojnie spędzić weekend we dwoje....z jego dziadkami na dole ;) to taki gratis :) bo A z dziadkami mieszka i rodzicami i dlatego nie będę mieszkać nigdy tam ja..to tak w woli wyjaśnienia. Spakowałam się już. Wiem, to tylko 2 dni a ja pakuję się jakbym jechała na tydzień nad morze ;p No cóż, chcę się chociaż trochę poczuć jak na wakacjach...Odpocznę, zmienię klimat (a będę tylko 8 km dalej), poopalam się (wmawiam to sobie, ale nienawidzę opalać się "bez" wody),może pójdziemy na jakiegoś drinka do kuzyna A. Szkoda mi go, więc po prostu pobędę z nim. Po drodze wstąpię po pizzę, A zażyczył sobie niespodzianki na wieczór, i smacznego żarełka :) Więc oto jestem! Zawsze zwarta i gotowa...a może tylko zwarta ;) Miłego weekendu kochani, szalonych imprez, niezapomnianych wrażeń, a ja nacieszę się tylko byciem we dwoje, albo aż...

poniedziałek, 20 lipca 2009

a) Poukladana b) Roztrzepana c) I jedno i drugie

Mimo, że mnie nie było, to byłam...odwiedzałam, czytałam, komentowałam..miałam ciężki tydzień i dał mi się mocno we znaki. W weekend odsapnęłam. Poza tym czułam, że nie mam nic ważnego do powiedzenia...więc po co rzucać słowa na wiatr? Jestem ustabilizowaną uczuciową babą, mam spokojne, życie, bez nagłych zakrętów, bez zawrotów głowy i wahań uczuć...i chyba dobrze mi z tym. Czasem tylko z nutką zazdrości czytam wypowiedzi koleżanek, o soczystych weekendach, nowych męskich znajomych, intrygach i tym podobnych...czasem chciałabym jeszcze żeby i mną zatrzęsło, żeby adrenalina skoczyła, żeby zatrzęsła się ziemia...nie wyszalałam się, a przynajmniej nie na tyle żebym mogła powiedzieć, że swoje przeżyłam, a teraz odpoczywam. Pocieszam się, że pewnie po 30 dostanę korby, zapakuję A pod pachę i pójdziemy na ubaw. Jest tyle miejsc, które chciałabym zobaczyć i odwiedzić, jest tyle krajów, które mnie fascynują...jest tyle rzeczy, których trzeba spróbować..na własnej skórze..czekam na ten moment z podekscytowaniem...i w takich chwilach chyba lubię to swoje poukładanie...planuję już mnóstwo rzeczy, oglądam wakacje, kompletuję listę gości, oglądam zaproszenia, zamówiłam suknię...czuję, że wszystko, to na co czekam zbliża się wielkimi krokami...tak jak zaplanowałam, jak sobie wymyśliłam. Wiem, co chcę robić potem....odpoczywać...wygrzewać się na gorącej piaszczystej plaży, opalać, pić drinki, zwiedzać i od nowa wszystko po kolei...lubię planować coś i z radością na to czekać. Lubię być czasem próżna :)

poniedziałek, 13 lipca 2009

13-go...wszystko zdarzyć się może...czyli-jak nienawidzę tego dnia!

Zacznę od rzeczy miłych i przyjemnych. Zamówiłam suknię! W końcu się zdecydowałam...a co, ile będę czekać? Zaliczka wpłacona więc przepadło :) Byłam razem z mamą A, miała łzy w oczach jak zobaczyła mnie w sukni...więc chyba wypadałam koncertowo :)
Czy to piątek 13-go, czy poniedziałek dla mnie nie ma to chyba większego znaczenia...ważne, że 13-go...nienawidzę tej daty i wcale ale to wcale nie jestem przesądna! Jednakże, w tym dniu zawsze coś niedobrego musi się wydarzyć. Chciano mnie dziś wmanewrować w nieprzyjemną rzecz, więc powiedziałam co myślę, zagotowałam się a potem przez 2h nie odzywałam się do koleżanki z biura. Mam dość! najzwyczajniej w świecie dość...a jeszcze wygląda na to, że będę musiała tłumaczyć się z czegoś za co w ogólnie nie czuję się winna...szukaj tu sprawiedliwości. Jak tym wszystkim piznę, to odetchnę, ale nie mogę...mogę tylko ponarzekać, powkurzać się, zdenerwować, a jak trzeba to i popłakać cichutko w kąciku...i to by było na tyle. Nie potrafię w dzisiejszym dniu znaleźć choćby jednego przyjemnego akcentu...nie potrafię. Czuję, że bardzo potrzebuję odpoczynku...ale na tym to wszystko się kończy. Czuję się wypluta i przepuszczona przez wyżymaczkę. Idę odpocząć. Coś oglądnąć. Wybyczyć się. Poczytać Was. A na poprawę nastroju moje konto zasiliło się: cudną torbą w kolorze latte, białą sukienką i koronkowym biustonoszem...na osłodzenie gorzkiego dnia.

środa, 8 lipca 2009

...Morz szum, ptaków śpiew...złota plaża pośród drzew...wszystko to w letnie dni...

Słabe dni mam ostatnio. Słabe, bo jakieś takie potwornie męczące. Słabe, bo nerwowe, stresujące i na NIE. W pracy wszystko przychodzi z trudem, każdy czepia się o pierdoły, nic nie znaczące drobiazgi...poważne uchybienia i niedociągnięcia są pomijane i nikt ich nie zauważa, albo udaje, że ich nie ma...w zasadzie to powinnam się przyzwyczaić, nie wiem czemu tak ciężko mi to przychodzi?!...Czuję się tak bardzo niedoceniona...tylko tyle. Staram się pracę zostawić w pracy, a w domu nie myśleć o tym. Nie chcę i nie mogę. Nie będę łączyć pracy z życiem codziennym, nie będę się schizować w domu. Tłumaczę sobie, że ten zły czas minie...jak zawsze...dzisiaj trochę odpoczęłam, po pracy położyłam się na godzinę i zapadłam w błogi sen...wczorajsza burza dała mi się we znaki, nie mogłam spać. Błyski były potwornie przerażające, więc do 1.00 spałam przy zapalonym świetle...taka moja mała fobia ...:), rano byłam pólprzytomna, a popołudniem dosypiałam...cały dzień siedziałam też w cyferkach dla Grażyny...potem na koniec dnia pochwalił się, że zdołał się ze wszystkim uwinąć....tak akurat on...fałsz, obłuda i zadufanie....że jeszcze tacy ludzie istnieją...
Każdego dnia sobota zbliża się wielkimi krokami, uwielbiam czekać na coś z takim podekscytowaniem...mam poczucie, że muszę się czymś zająć, choć z drugiej strony uciekłabym stąd gdzie pieprz rośnie aby odpocząć...zaszyłabym się najchętniej nad morzem, poleżała na piasku, wsłuchała w szum morza, pooglądała fale...pobyła tam po prostu...tak zwyczajnie tęsknię za tym i kocham to...tylko tam w pełni odpoczywam...tylko tam się relaksuję...tylko tego teraz mi do szczęścia brakuje...

wtorek, 7 lipca 2009

Chwila przyjemności...






Źródło: www.lissaferrera.pl







poniedziałek, 6 lipca 2009

Przegląd tygodnia :)


Po 1: Wściekłam się dziś na prezesa. Zadzwonił do mojego szefa i zapytał od kiedy ja (a pracuję już w tej firmie 1,5 roku) mam dostęp do programu ISO...no tak...odkąd tam pracuję?!...zabił mnie tym pytaniem. Wszystkie zestawienia, które robię (część z nich dla niego), robię w zasadzie w oparciu o ten program, więc nie mam więcej pytań...pokazało mi to, że tak naprawdę mało kto wie czym ja (i nie tylko pewnie ja)zajmuję się w tej firmie...czym mnie jeszcze zaskoczą?
Po 2: Planujemy z dziewczynami akcję "podwyżka"...Aśka pytała czy się dołączam, ofkors! a jakże by inaczej?! Chcę zarabiać więcej kasy to naturalne. Napomknęłam jakiś czas temu Grażynie (Grażyna to "on" i mój bezpośredni przełożony), że przydałaby mi się podwyżka, ale nie za robienie konkretnej rzeczy ale podwyżka "stażowa" za pracę w firmie - powiedział, że się zorientuje jak sprawa ma się na górze- orientuje się już ok 2 tygodnie...Dlatego też Aśka przypuszcza atak, a ja i Ewa razem z nią, a co, najwyżej nam nie dadzą i tyle.
Po 3: 8-go A mama ma imieniny...kazałam mu dzisiaj wybadać, czy możemy podskoczyć w tygodniu z prezentem...ale nadal cisza...A nienawidzi pytać się o cokolwiek swojej mamy...w życiu tego nie pojmę?!
Po 4: Kolejne popołudnie w domu...dzień zlatuje mi na pracy do 15.00 bądź 16.00 i odpoczynku...relaksie...lenistwie nazwijcie to jak chcecie...nie cierpię siebie za to, ale co mam zrobić jak A mieszka 8 km ode mnie??...i na dodatek też musi cokolwiek pomóc w domu...(w takich chwilach marzę, aby było po ślubie i abyśmy już razem mieszkali...)
Po 5: Kot dostał "pierdolca" lata jak głupi, gryzie, drapie, skacze myśli, że jest tygrysem...takie mam odczucie...czai się i atakuje ręce, nogi, palce...
Po 6: Nieustannie marzę aby mieć wakacje...i co najgorsze wiem, że ich nie będę miała, nie w tym roku...W sobotę bratowa A napomknęła abyśmy w przyszłym roku jechali z nimi (siostra A i jej mężem też)do Chorwacji, po czym dodała" Ale wy w przyszłym roku macie wesele, to nigdzie nie pojedziecie"....Hę?! Po moim trupie! Zrobiłam się fioletowa jak to usłyszałam, i wiszę na necie i szukam wycieczek na przyszły rok! Żebym miała paść to pojadę! Na tapecie są: Kreta, Portugalia, Cypr, Djerba....anywhere byleby gdzieś pojechać!
Po 7: Wielkimi krokami zbliża się sobota. W sobotę jadę po suknię do Opola. Ja, mama i mama A...niech jedzie i doradzi, może będzie dobrze. Czuję motyle w brzuchu, więc powinno być dobrze :)
I po 8: Najprzyjemniejszym akcentem tego tygodnia nie jest suknia, ani cokolwiek innego ale....moja wyczekana comiesięczna wypłata, tak więc kochany i wyczekiwany czwartku nadchodź!!!!

niedziela, 5 lipca 2009

Wspomnień czar


Wczoraj usiedliśmy z A i przeglądaliśmy nasze zdjęcia z Londynu...moja przygoda z Londynem była wspaniała. Byliśmy tam wspólnie 2 razy po 2,5 miesiąca. Jak tylko poznałam A jego siostra (która mieszka tam na stałe od 9 lat) zaprosiła mnie z nim do pracy na wakacje...A był tam już 2 razy więc wiedział co i jak i z czym to się je. Ja, anglistka z zamiłowania, żądna wrażeń i nowych przygód zgodziłam się bez wahania. Siostra A pracowała wówczas w pubie przy Tower Bridge, w samym sercu Londynu. W All Bar One przeżyłam mnóstwo ciekawych chwil. Pracowałam jako kelnerka, tak po prostu nigdy wcześniej tego nie robiąc, nie majac kontaktu z "żywym" angielskim, rzuciłam się na głęboką wodę. Pierwsze dni mnie pochłonęły...jak wracałam do domu to płakałam, że dałam się namówić na angielską przygodę, że myślałam, że będzie łatwiej...uczyłam się z dnia na dzień, musiałam łapać w mig, żywy człowiek jest najbardziej wymagającym klientem. All Bar One był miejscem gdzie schodziła się angielska klasa średnia. Bankierzy i księgowe popołudniami po pracy wpadali na drinka, bądź też na imprezę - jak kto woli... czasami ciężko było uwierzyć w to, że na drugi dzień idą przecież do pracy...ale taki styl życia jest tam mocno zakorzeniony i panuje nadal. Gdy nadchodził weekend, to szczerze miałam dość. Niekończące się przyjęcia, rachunki na 1000 funtów, istny "high life"...z zakasanymi rękawami, z językiem na brodzie, mając do obsłużenia średnio 10 stolików wyciskałam z siebie soki...A pracował przy zmywarkach, więc nie męczył się z zamożną i w zasadzie też momentami chamską klientelą Londynu. Mam takie jedno wspomnienie, kiedy to 1 dnia a była to sobota, po zamknięciu pubu koło 12 usiadłam na podłodze...musiałam usiąść, bo inaczej bym zwymiotowała ze zmęczenia...wtedy poczułam na własnej skórze co znaczy ciężka praca...wtedy poczułam, że jestem dorosła. Ale poczułam też, że to co przeżywam i czego się uczę pozostanie ze mną na zawsze gdziekolwiek bym była. mieszkaliśmy u siostry A. Pełen luzik. Z zafascynowaniem kiedy tylko mieliśmy wolne(a były to zwykle 2 dni w tygodniu) planowaliśmy gdzie dzisiaj jedziemy i co oglądamy. A siadał na łóżku z mapą metra i rysowaliśmy trasę...oczywiście nie byłabym sobą, jeśli w tę zaplanowaną z precyzją trasę nie wlepiłabym jakiegoś centrum handlowego...kochałam to, była to jedyna przyjemność po cięzkiej pracy, która A doprowadzała do furii :) Siadam teraz od czasu do czasu i z łezką w oku wpsominam chwile spędzone w Londynie...radośc z posiadania własnych ciężko zarobionych pieniędzy, cudowne miasto, które żyje nocą i dniem i 24 h na dobę...pełne cudownych miejsc, mnóstwa ludzi, milionów twarzy...gdybym miała okazję powtórzyć to samo nigdy bym się nie zawahała choćby przez chwilę...pomimo łez, nerwów, wyrzeczeń i stresu i wszystkiego tego co przeżyłam nie zamieniłabym tych wspomnień na żadne inne! Podróże kształcą, ale dają też mnóstwo wspomnień, zdjęć, i zawsze ale to zawsze...mogę wrócić pamięcią do tych chwil...które swoją drogą nigdy się już nie powtórzą...

czwartek, 2 lipca 2009

"A" jak Aneta, "A "jak On i "S" jak strach

Chyba mi przeszło. A też zastanowił się nad swoimi impulsywnie wypowiedzianymi i tak bolesnymi słowami...czy ktoś kogo kocha się tyle lat, kogo zna się jak własną kieszeń ma prawo w taki idiotyczny sposób ranić?...słowami....? Natura ludzka jest przewrotna. Ponoć, wie, że robi źle, wie co robi, wie jak mnie to boli, ale jego drugie złośliwe "ja" momentami włada nim. Nie przekonuje mnie to, każdy musi umieć zapanować nad sobą i swoimi złymi emocjami...każdy kto kocha, komu zależy, kto planuje wspólną przyszłość...Nie miałeś prawa być taki przykry, i nie chcę przeprosin, nie chcę po prostu więcej takich sytuacji...rozkładają mnie na łopatki, puchnę od płaczu. Ja - silna i twarda rozklejam się w oka mgnieniu kiedy słowa ostre jak kolce docierają od tego, którego tak kocham, któremu ufam, z którym byłam, jestem i chcę być..."Cierpienie uszlachetnia" - może kiedyś odczuję jego zbawienne właściwości. Czuję się teraz tak błogo...lekko czuję jakbym fruwała...jestem strasznie spokojna, pogrążam się ciszy, napawam spokojem. Czuję zmęczenie, i marzę aby zasnąć...i odpłynąć. Jutro kolejny i ostatni dzień pracy przede mną. Muszę zamienić się w wszystkowiedzącą Anetę...muszę być profesjonalna, miła, uśmiechnięta...to na zewnątrz. Bo wewnątrz ostatnimi czasy czuję jakbym się wypalała...spotkało mnie tyle porażek, że moja samoocena spadła do zera. Nie widzę jasnych stron tej sytuacji, czuję się podle, nie wiem gdzie szukać rozwiązania. Muszę znosić humory bliskich mi osób, przyjmuję wszystko na klatę, staram się ugłaskać, ale w głębi duszy strasznie mi źle. Boję się, że się wypalę, że nie będę miała pomysłu na siebie i na swoje życie. Boję się, że życie mi się nie uda. Boję się samej siebie. Czuję taki niepokój w środku...a nigdy nic nie czułam. I tego się boję....

środa, 1 lipca 2009

Nienawidzę smutku

Strasznie mi źle...A zrobił mi okropną przykrość...nie wiem czemu. Po prostu miał taki kaprys. Jego złośliwa natura dała o sobie znać. Jak jest zły kocha być złośliwym, uszczypliwym i kąsa...słowami...do bólu...okropnie...straszną przykrość mi zrobił krótką rozmową. To nie złość, nie wkurw, mi jest strasznie smutno...tak jak dawno nie było...

Raz na wozie, raz pod wozem...

Ten wszechobecny upał doprowadza mnie do szału. W murach na szczęście nie czuję, tych 30 stopni. A teraz odpoczywam w domu.
K miała wczoraj straszny dzień. Okazało się, że nagle jej A wyjeżdża do pracy do Anglii....umarła. Najpierw nerwy, wyzwiska, krzyk i potworny ryk...potem żal i szloch, który nie pozwalał mi zasnąć. Starałam się tłumaczyć, że to nie koniec świata, że ja w kilka dni potem jak poznałam A, również musiałam zmagać się z samotnością...bo A wyjechał też do siostry do Londynu na 2 miesiące. Tak bardzo starałam się wczuć w to co ona czuje, a przecież znam to doskonale...strasznie mocno ją z mamą przytuliłyśmy i pozwoliłyśmy się jej wypłakać...potem już na spokojnie przetrawiła fakty, zadzwoniła do niego i uspokoiła się. Strasznie mi jej żal, powstrzymywałam się od tego aby nie siąść i nie płakać z nią. Ale wiem, też, że wszystko jest do przeżycia, przeczekania. Wytłumaczyłam jej, że wyjdzie im/jej to na dobre, że ich uczucie przybierze na sile, wyluzują się, odpoczną od siebie. Temu żalowi towarzyszy lęk, że A ją zostawi, że pozna kogoś innego, że nie będzie dzwonił, pisał. Jeśli miałby ją zostawić, to zrobiłby to bez względu na to gdzie by był. Tak to zawsze sobie i innym tłumaczę, bo w to wierzę. Okazuje się, że jego rodzice sami poniekąd zaplanowali mu z góry ten wyjazd...no cóż...wierzę, że wszystko będzie dobrze, a K przeczeka to wszystko, wypłacze miliony łez ale się wzmocni. Tego jej potrzeba, jest potwornie słaba psychicznie i chwiejna emocjonalnie. Jest nadpobudliwa i momentami psychopatyczna...Ta cała sytuacja mnie jakoś przygnębiła...tym bardziej jak przypomniałam sobie, że przed tym całym zdarzeniem u K w pokoju spadł obraz...sam po prostu ze ściany...wytłumaczyłyśmy sobie to tym, że był słabo przymocowany...teraz już wiem i nawet jeśli nie wiedziałam i nie wierzyłam to myślę, że to był znak...mama też to potwierdziła...głupie to wszystko...i wszystko się chrzani. Dokumentnie. Zawładnęła mną taka melancholia i smutek, boli mnie to, że komuś kogo kocham jest źle czuję, że najchętniej uchroniłabym wszystkie najbliższe mi osoby od złego...



"Szczęście nie jest przecież stanem wiecznym. Zresztą i też nie okresowym. Szczęście to po prostu taki skurcz serca, którego doznaje się czasami kiedy człowieka przepełnia taka radość , że wprost trudno ją znieść. Znika równie szybko jak się pojawia. I nie ma go dopóki nie nadejdzie znowu, by sprawić, że człowiek uzna to za najwspanialszy dar"

- Margit Sandemo

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Jestem na NIE

NIE wyszło. NIE mam siły, NIE mam ochoty, NIE chce mi się - po prostu. NIE mam tej głupiej nadziei, NIE widzę tego w kolorowych barwach, tzn. w ogóle tego NIE widzę. Totalna kicha. NIECH ktoś zatrzyma ten pociąg, ja wysiadam...

sobota, 27 czerwca 2009

Nadzieja...

Podobnie jak Ninuś, mam już dzisiaj potwornego stresa...w podobnej sprawie, za podobną kasę. Jedyne czego w życiu najbardziej nienawidzę, to niewiedza i oczekiwanie...to mnie zabija.

piątek, 26 czerwca 2009

Pisiu pisiu


W końcu jest weekend. Tyle, że ja w zasadzie go nie mam. Ciągle wisi nade mną widmo kpk-u. A ma dzisiaj imprezę koniec sezonu piłkarskiego, więc powalczy :D Kiedyś byłam zazdrosna dość mocno ale równo z każdym rokiem chorobliwa zazdrość mija, bo mija się to z celem. Ufam mu, muszę i chcę skoro ma zostać moim mężem:) niech sobie chłopak pohula z kumplami z drużyny. Ja cieszę się tylko, że mogę w końcu odpocząć po całym tygodniu. Siedzę z mamą i piję moją kawę migdałowo-czekoladową, wcinam ciastka i relaksuję się. K wybyła do swojego A, więc mamy trochę spokoju. Ja z kolei zamówiłam już suknie na 11 lipca, kilka modeli i zdecyduję się w końcu aby wypożyczyć lub kupić. Na wizytę zabieram ze sobą mamę A, zaproponowałam jej, żeby z nami pojechała, niech zobaczy doradzi mi, wypowie się. Nie chcę aby czuła się poza tym wszystkim, z boku. Zajarała się strasznie, oczywiście powiedziała, że z chęcią pojedzie i zobaczy:) i ja też się cieszę, strasznie nie mogę się doczekać kiedy już ja będę miała. Nie ukrywam, że to marzenie każdej z nas, nawet jeśli mówimy, że nam na tym nie zależy, lub ni dbamy o to - nie wierzę, przynosi to tyle radości i dobrej energii, że naprawdę polecam :)A ma się w najbliższym czasie zabrać za szukanie szukanie wzorów zaproszeń weselnych, musimy tez zdecydować jaką wódkę kupujemy i przed nami cała wyprawa do Kościoła, załatwianie formalności, bieganina, nauki...ale lubię taki rytm, poza tym chcę aby wszystko wypadło dobrze...A teraz uchylam rąbka tajemnicy: Moje modele do wyboru...na któryś muszę się w końcu zdecydować, może mi pomożecie :)....

wrzucę potem, internet się buntuje...

czwartek, 25 czerwca 2009

It's so good

Zacznę od przyjemnych rzeczy. Otóż wczoraj zaproponowano mi podwyżkę - nie rewelacyjną ale jakieś 200zł na rękę wyjdzie :) ale ale...kosztem nowego obowiązku :) zgodziłam się, bo wychodzi na to, że i tak to robię ale do tej pory nikt mi za to nie płacił, więc czemu nie? Kasa zawsze się przyda, a mnie to już szczególnie ;p Jestem dzisiaj wypompowana tymi rozmowami jaką procedurę ustalić aby móc sprawnie i bez problemu zarządzać reklamacjami mnie w firmie, tak bo ja jestem kręgosłupem Działu Reklamacji, Sekretariatu i po części działu handlowego i wielu innych działów w firmie...z tego akurat cieszę się najmniej. Jednakże pomimo swoich ambicji wyznaję zasadę, że jak się nie ma co się lubo to się lubi co się ma, no i dodatkowo nie mogę powiedzieć że zarabiam mało...zgrzeszyłabym. Nie jestem to absolutnie praca moich marzeń, bo branża budownicza jest trudna dla kobiety, ale jakoś daję radę. Wkręciłam się, w listopadzie miną dwa lata odkąd zasiliłam zespół pracowników mojej firmy. Nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy, potrafię pracować w stresie i pod presją czasu, cenię to w sobie. Nie jest to szczyt moich zawodowych marzeń, ale dopóki nie skończę studiów coś robić muszę. Chwila relaksu i odpoczynku jest mi dzisiaj niezbędna, czuję jak zamykają mi się oczy i zapadam w błogi spokój. Wymiękłam, dziś był naprawdę trudny dzień. Aby poprawić sobie humor sprawiłam prezent sama sobie - kupiłam moje ulubione perfumy, Lempicką i od wczoraj pachnę znowu jej cudnym, słodkim i magnetycznym zapachem! Popołudniami ślęczę nas testami z kpku - 1000 pytań już przerobiłam ale do niedzieli chcę je przerobić raz jeszcze nie wyobrażam sobie, aby nie zdać tego egzaminu tak jak zresztą Ty, Ninuś. Z A też układa nam się super, uczucie jakoś ostatnio odżyło i odświeżyło się:) Jedynie martwi mnie fakt, że kilka dni ciężkiej pracy przede mną zarówno w domu jak i w firmie. Ale chyba z ręką na sercu mogę powiedzieć, że mam dobry okres :)

wtorek, 23 czerwca 2009

Nieważne

Codziennie jesteś sprzedawany za miskę soczewicy. Codziennie jesteś zdradzany za 30 srebrników. Codziennie napotykasz mnóstwo nietaktów, niedelikatności, interesowności, manipulowania twoją osobą, nie mówiąc już o atakach brutalności, chamstwa, nieuczciwości. Naucz się mówić: nieważne. Bo inaczej zaleje cię fala błota. Bo inaczej, gdy będziesz to wszystko zapamiętywał, analizował, udusisz się. To jest droga samozniszczenia. Ci, którzy lądują w zakładach psychiatrycznych albo popełniają samobójstwo, mają rację oskarżając otoczenie. Ale są również sami winni.
Dlatego naucz się mówić: nieważne. Tym bardziej, że i ty nie jesteś bez winy i ty sprzedajesz swoich braci za miskę soczewicy, zdradzasz ich za 30 srebrników. I ty popełniasz wobec nich tysiące niedelikatności, jesteś interesowny, przewrotny, nie mówiąc o wszystkich nietaktach, z których sobie nie zdajesz sprawy, które weszły w styl twojego życia. Spleceni w uścisku wzajemnej winy umiejmy sobie nawzajem przebaczyć.

- Mieczysław Maliński, "Przed zaśnięciem"


Ja też dzisiaj mówię: nieważne. Jak kruche i ulotne to co nas otacza, nie osądzajmy innych zanim sami siebie nie rozliczymy z popełnionych błędów...


poniedziałek, 22 czerwca 2009

It's just an ordinary day

Jest brzydko, szaro i smutno. Kawa mi już zmarzła, a jest pyszna czekoladowo-migdałowa :) Do tego krakersy i jestem w raju. Dzień minął jak zwykle podobnie do pozostałych, wypełniłam tonę papierów, odebrałam milion telefonów i uśmiechałam się setki tysięcy razy, czyli standardowy biurowy dzień. Dora śpi koło mnie zawinięta w mój pluszowy koc po same uszy, kochana już mija tydzień jak ją mamy i wszyscy się zdążyliśmy potwornie już przywiązać do niej. Nie wyobrażam sobie, abyśmy mogli ją kiedykolwiek oddać. Właściwie to czekam na A, ma przyjechać dziś wieczorem, bo jutro znowu zaczynają się praktyki, poza tym od soboty się nie widzieliśmy, jakoś tak się stęskniłam (!) ;) K gdzieś wybyła, ma też focha na swojego A, no cóż zaczęły się jej wakacje, wcale się nie dziwię, że korzysta jak może, kiedy minęły te lata gdy ja wylegiwałam się w łóżku w wakacje ...Gdy człowiek zaczyna pracować wszystko ale to wszystko się zmienia o 180 stopni. Całe życie wywraca się do góry nogami i inne priorytety pojawiają się w naszym życiu. W niedzielę mam egzamin, kpk mnie prześladuje po raz enty i marzę aby w końcu go zdać, żebym nie musiała nigdy więcej się tego uczyć. Mama się martwi. A w kółko powtarza abym się uczyła. A ja...im bardziej wiem, że powinnam w tym większy marazm wpadam. Nie dam się, nie mogę, muszę zdać i wytrzymać te kilka dni. Więc do dzieła, komu w drogę temu...

sobota, 20 czerwca 2009

Anka

U mnie bez zmian. Weekend, więc odpoczywam. Kot szaleje i kochamy go coraz mocniej z dnia na dzień. Ja wrzuciłam na looz, i odpoczywam. Ogarnęła mnie tylko mała melancholia. Natknęłam się przypadkowo na wiersz, który uwielbiałam w czasach szkoły podstawowej i który uwielbiam do dziś, tak po prostu bo jest piękny...tak za nic, tylko albo aż za jego przekaz, kunszt i słowa...

"Anka", Władysław Broniewski

Anka, to już trzy i pół roku,

długo ogromnie,

a nie ma takiego dnia, takiego kroku,

żebym nie wspomniał o mnie:

o mnie, osieroconym przez ciebie,

i choć twardość sobie wbijam w łeb,

nie widzę cię w żadnym niebie

i nie chcę takich nieb!

Żadna tu filozofia

sprawy tej nie zgładzi:

mojej matce, mojej siostrze było: Zofia,

i jakoś czas na to poradził.

A ja myślę i myślę o tobie

po przebudzeniu, przed snem...

Może ja jestem coś winien tobie? -

bo ja wiem.

Na Powązkach ośnieżona mogiła,

brzozy coś mówią szelestem...

Powiedz, czyś ty naprawdę była,

bo ja jestem...







środa, 17 czerwca 2009

Time is money

Jakoś tak na nic nie mam czasu ostatnio nawet aby wpaść tu na chwilę...mamy kota w domu, to chyba dlatego. Kot zdominował nasze 2 ostatnie dni. Mam dużo pracy, A przesiaduje u mnie i pracuje na moim komputerze. Nie mam się jak wstrzelić ot co..więc póki co szybko w wolnej chwili przesyłam chociaż słoneczne pozdrowienia :)

niedziela, 14 czerwca 2009

Problemy dnia codziennego

Dzisiaj mamy zjazd rodzinny. K ma jutro osiemnaste urodziny. Dzisiaj przyjeżdża jej chrzestny K, babcia i cała reszta. Kocham takie rodzinne zloty...;p Od rana z mamą latałam po sklepach i kupowałyśmy jedzonko, w końcu coś trza na tym stole położyć. Tort też jest. Prezenty mam przygotowane. Mam nadzieje, że jej się spodobają. Mam potwornie wybredną siostrę. Dzisiaj jest ostatni dzień byczenia się. Jutro znowu poniedziałek i do pracy. "Uwielbiam" jak wszystko zaczyna się od nowa, chociaż skłamałabym jakbym powiedziała, że moje poniedziałki są do bani. Przyszły moje zamówione testy z postępowania karnego, wiec nie skłamię już, że czekam na nie, muszę się zacząć uczyć, innego wyjścia nie widzę, moje konto jest sukcesywnie czyszczone przez ten egzamin..Nie chcę więcej myśleć, o tym, co pesymistyczne i złe. Wierzę, że wszystko musi się w końcu udać, wierzę, że co nas nie zabije to nas wzmocni. Wierzę też, że coś zawsze dzieje się z jakiejś nawet nieznanej nam przyczyny. Pomimo tylu porażek nie łamię się, nie mam też czym płakać, czuję wstyd i zażenowanie, że jestem nieudolna w tej jednej sprawie. Ale nie poddaję się, i próbuję dalej, w końcu kiedyś powiem o sobie, że jestem wymarzoną panią mgr :) to na początek, nie zamierzam na tym zakońćzyć swojej kariery naukowej. Patrzę przez okno i niebo jest tak błękitne, że aż razi w oczy...kocham ten błękit, od razu czuję się optymistycznie nastawiona do ludzi i świata, jak widzę takie piękne niebo to wierzę bardziej niż zawsze, że wszystko mi się uda...wszystko co zaplanowałam...

sobota, 13 czerwca 2009

Fashion victim 2

Dzisiaj znowu zrobiliśmy sobie wycieczkę do Salonu do Opola. Było cudnie. W przeciwieństwie do czorajszego Salonu (reklamy robić nie będę) i pań, które twierdziły, że zrobią ze mnie fashion star (zrobiły fashion victim) dzisiaj panie obsługujące drugi salon dwoiły się i troiły. Suknie były piękne, wszystkie. Zdobione, tiulowe, słodkie, eleganckie...takie jak sobie wymarzyłam. M razem z T i K zasiedli na kanapie i powdziwiali mnie. Rzeczywiście myślę, że uda mi się coś od nich wybrać mają piękne modele. Złaziliśmy się jeszcze potem po Media Markt, Realu, CCC i kupiłam buciki :) Rano czym prędzej poleciałam ledwo po 10.00 do jubilera, aby zamówić dla chrześnicy A grawerowaną łyżyczkę na roczek, myślę, że prezent oryginalny i z klasą i mam nadzieję, że się spodoba. Co A by beze mnie zrobił? No właśnie nie wiem...Napisałam już swojej przyszłej teściowej wiadomość na n-k i wysłałam linki do sukienek, które mierzyłam, bo zdjęć nadal robić nie można...Z ledwością dotarłam do domu, ale za to buźkę mam uśmiechniętą, bo w końcu pogoda na Dolnym Śląsku zrobiła się cudna, tak na to czekałam...Więc oddaję się dalej błogiemu lenistwu z laptopem na kolanach...

piątek, 12 czerwca 2009

Fashion victim


Wróciłam. Padam mimo, że kocham zakupy. Co najśmieszniejsze nic nie kupiłam...tak właśnie. Kupiłam za to torbę dla K (Cropp rulezz), perfumy (jednak DKNY), błyszczyk (made in Douglas), mam nadzieję, że będzie uchachana :) To tyle. Zabrałam mamę na pyszną kawę w Coffee Heaven, potem na żarełko w KFC i dzień zaliczam do udanych! aaa zpaomniałabym...byłam w salonie sukien ślubnych...tak odważyłam się i....rewelka! Muszę bez fałszywej skromności pochwalić się, że w każdej wyglądałam bardzo ładnie...korzystnie, szczupło (tak kocham to uczucie!) i tak jakoś słodko...tato był zachwycony, mama też. Jednakże skłamałabym jakbym powiedziała, że padłam z wrażenia. Nie padłam, było ładnie ale nie zachwycacjąco. Być może dlatego, że Pani (niby wiedziała co robi..) fasony zapodała mi średnio mnie interesujace...błyszczące...z cekinami...świeciły się jak psu j*** :) Nie taka ma być moja suknia...ja chcę prostoty, szyku, elegancji, klasy...tak właśnie. Nie atłasu który pamięta moja komunia, nie satyny, która była modna w czasach mojej studniówki (czyli jakieś 5 lat wstecz)...mam kilka upatrzonych modeli, owszem. Nie chcę kupować, chciałabym suknię wypożyczyć, jeśli się uda :) Na razie jestem dość mocno podekscytowana tym faktem...liczyłam na to, że będę wyglądała jak przejrzały pomidor, jak mała szynka, a tu niespodzianka i to jaka miła! :). Muszę jeszcze odwiedzić kilka salonów, pomierzyć, sprawdzić. Napewno nie zatrzymam się na jednym salonie, w którym na dodatek nie wolno wypożyczać ;-/ Obieciałam też A, że prześlę mu kilka zdjęć w sukni ale wredne babsko zabrobiło cykać fotki...poza tym rodzice potem uświadomili mnie, że Pan Młody (tu pękłam!) nie powienien Panny Młodej (tu padłam) oglądać przed ślubem..o..i po moim gadaniu. Kochani, tyle dzisiaj się wydarzyło, iż mimo, że moim jedynym osobistym zakupem byly soczewki kontaktowe to było w dechę! Wróciłam zmęczona, ale pozytywnie, wkręciłam jogurt, bułę i włączyłam laptopa...idę surfować dalej...teraz na tapecie salony mody ślubnej...pełna ekscytacja...

czwartek, 11 czerwca 2009

Na chwilę i przypadkiem zupełnie ...


Tak sobie buszowałam po sieci i natknęłam się na jedną z moich ulubionych sentencji..podzielę się nią z Wami...jest piękna..i prawdziwa...delektujcie się ze mną :)


"Człowiekowi często zdaje się, że się już skończył, że się w nim nic więcej nie pomieści. Ale pomieszczą się w nim jeszcze zawsze nowe cierpienia, nowe radości, nowe grzechy."

- Maria Dąbrowska "Noce i Dnie"

Misz&Masz

Właśnie wstałam i mam wyrzuty sumienia, że nie wstaję jak Pan Bóg przykazał, tylko się byczę ile wlezie :) W domu cisza i spokój, K nie ma znowu siedzi u swojego A na wichurze:) Mój A dotarł do domciu, cały i zdrowy. Pociągnęłam go trochę za język co by mi poopowiadał jakieś rewelacje z wycieczki. Jak to na każdej wyciecze, coś musiało się zdarzyć. Pchali starego żęcha - autobus bo nie chciał im odpalić, opiekun przybił pieczątkę na stole, a ludzie chcieli "seksić" się w dziwnych konfiguracjach...tego można było się akurat spodziewać. Pogroziłam palcem A p czym usłyszałam, że jak na wizytę w Browarze przystało w ciągu 2 dni wypił 20 piw...Matko jedyna, przecież będzie wyglądał jak przejrzały pomidor od tych kalorii...pustych kalorii...Nie chcę widzieć efektu wyprawy nie i już. Ogólnie wycieczka pełen pozytyw, tyle, że nakładłam mu do łba, żeby się jakoś szczególnie do takich niekontrolowanych (przeze mnie) wypadów nie przyzwyczajał zbytnio..co za dużo to nie zdrowo, a w przypadku facetów trza tego pilnować jak oka w głowie :)
Z kolei moje weekendowe plany są nijakie...E z Łodzi się nie odzywa od przeszło tygodnia. Miałam nawet w głowie plan aby pojechać do niej z A właśnie na ten długi weekend oglądnąć mieszkanie, zwiedzić Łódź, ale stwierdziłam, że mam teraz dość sporo wydatków, więc odpuszczę...Moja wypłata w tym miesiącu zaskoczyła mnie samą...była najwyższa z dotychczasowych...zaskakująco duża, ale nie mam nic przeciwko niech taka pozostanie. Głupio mi się tylko zrobiło przez moment, bo zdarza mi się wieszać psy na tej pracy, ale biorąc pod uwagę moje zarobki nigdzie nie dostanę tyle na początek co mam teraz...i kółko się zamyka. Nie chcę też utknąć tam na wieki, bo branża zupełnie nie moja, ni w ząb. Wiem tylko, że w chwili obecnej czy mi się to podoba czy nie muszę tam pozostać, bo z pracą ciężko, przed nami wesele, i mnóstwo nowych wydatków, aż mnie łeb boli jak o nich pomyślę! Jak to mądrze mawiają: "Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma"... i przy tym pozostanę.

środa, 10 czerwca 2009

Blogowe porządki czas zacząć

Powoli rozgościłam się tutaj na dobre. Strasznie mi się tu podoba. Jest tu tyle możliwości o jakich w interii mogłam tylko pomarzyć...zostanę tu napewno. Delektuję się pięknym, wolnym, popołudniem, myślę jak się ma A, i kiedy będzie już w domu. Teraz, kiedy nie było go 2 dni, kiedy nie rozmawialiśmy ze sobą, nie pisaliśmy smsów czuję, że bardzo go kocham. Potrzebowałam tego, żeby znowu to mocno poczuć w takiej rozłące, kiedy go po prostu nie ma. Mama się śmiała, że to ostatnie moje podrygi bo od przyszłego roku już będę go mieć codziennie. To fakt, ale myślę, że damy jakoś temu radę. Wygląda na to, że na początek będziemy musieli zamieszkać u mnie. Bo w mieście, bo lepszy dojazd wszędzie, bo nie chcemy mieszkać z całą rodziną A - dosłownie i w przenośni. Czasem tak siądę i marzę, i własnym maleńkim choćby mieszkanku...kliteczce, ale mojej. Czułabym się wtedy niezależna i z chęcią bym dała odpocząć już rodzicom. Mogłabym je meblować i wiedzieć, że jest tylko moje. Banalne marzenie, ale jednak marzenie...dośc już o nieziszczonych marzeniach, pora wrócić do rzeczywistości. Czekam teraz na smsa od A, czy jest już we Wrocławiu, stęskniłam się, jestem spragniona opowieści o imprezowiczach etc. - bo na wycieczce zawsze dzieją się ciekawe rzeczy :) Blogowe porządki też już zakończone, do następnego, kiedy nadejdzie nowa wena na zmianę szablonu i kolorystyki :) Cynamonowa, witaj w domu...

Cynamonowej Świat wita


Przeniosłam swoją pisarską działalność w miejsce dla mnie bardziej przyjazne - Ninuś, teraz gramy w tej samej drużynie :) Ta blogownia jest o wiele bardziej przytulna i ciepła.
A wraca dzisiaj z wycieczki. Pisał mi, że siedzieli do 5 rano! Mogłam się przecież tego spodziewać...nie pojechali przecież po to aby iść spać o 22.00. Mają być z powrotem na 18.00 we Wrocławiu. No i widzisz głupia babo, a tak siałaś panikę, wyobrażałaś sobie cuda niewidy, niepotrzebnie. Dla poprawy humoru zabrałam mamę dziś na zakupy. Przeleciałyśmy miasto pędem i w zasadzie to zakupy wyszły z tego żadne. Na koniec jedynie kupiłam jedynie perfumy Max Mara, cudo -polecam. Ja zagorzała fanka Lolity Lempickiej aż do ostatniej grobowej deski, skusiłam się na inny zapach, zdradziłam ją tym samym. Musiałam sobie kupić coś na poprawę humoru. W piątek jedziemy do Solarisa, to już pewne. K ma urodziny w poniedziałek 18ste na dodatek, wiec w porozumieniu z mamą planujemy kupić jej markowe perfumy. Niech się dziewczyna cieszy - Moschino Funny stawiamy sobie za cel:). Mam nadzieję, że się spodobają. K ma w zasadzie wszystko, więc nie mam jako takiego pomysłu na prezent. torba odpada, biżuterii (w przeciwieństwie do mnie) nie nosi, ciuchy - są na porządku dziennym, czytać książek nie lubi, mp3 ma, komputer też. Co można więc kupić szalonej i przebojowej nastolatce, która ma w zasadzie wszystko? Wystarzałowe perfumy właśnie, co by się cieszyła, że ma firmowe-markowe cudo :)
A teraz zmykam na popołudniową kawę kochani i może o mała drzemkę zahaczę..w końcu mam dziś wolne, więc niech żyje urlop, delektuję się, a co mi tam...
Powered By Blogger

Pachnę Lolitą Lempicką

Pachnę Lolitą Lempicką

Uwielbiam zapach wanilii

Uwielbiam zapach wanilii

Uwielbiam błyskotki

Uwielbiam  błyskotki

Każdego dnia czekam na to, co przyniesie mi los

Każdego dnia czekam na to, co przyniesie mi los

Czekam na najważniejsze wydarzenie w życiu

Czekam na najważniejsze wydarzenie w życiu

Odpoczywam przy filiżance pysznej cynamonowej

Odpoczywam przy filiżance pysznej cynamonowej

Patrzę, bo oczy są zwierciadłem duszy

Patrzę, bo oczy są zwierciadłem duszy

Czuję się częścią wielkiego świata

Czuję się częścią wielkiego świata

Stąd mam najpiękniejsze wspomnienia

Stąd mam najpiękniejsze wspomnienia

Marzę aby zobaczyć więcej

Marzę aby zobaczyć więcej

Bywam kontrowersyjna

Bywam kontrowersyjna

Obserwatorzy