O sobie samej:

" I think of myself as an intelligent, sensitive human with the soul of a clown, which always forces me to blow it at the most important moments"

piątek, 31 lipca 2009

Biednemu zawsze wiatr w oczy...życie nie składa się z samych przyjemnych chwil...

Myślałam, że weekend spędzę w domu - po prostu....tymczasem, jutro z Londynu wracają rodzice A wraz z jego siostrą i jej mężem. Jak już wspominałam...będę musiała stawić się na wizytę. I wszystko byłoby w zasadzie ok gdyby nie to, że będzie pewnie też najstarszy brat A z żoną Marcią ich ponad roczną Emilką. Bo A to ma 2 braci i siostrę. Grzesiek jest najstarszy, po 30-stce, Rafał zaraz po nim, też jakoś pod 30-stkę, Ewa lat 28 (Tak właściwie to: Ewelina, ale nie lubi swojego imienia, więc mówimy do niej Ewa), no i mój A, czyli :Adaś lat 24 prawie Grzesiek ma już żonę chajtnął się chłopina pod koniec 2007 roku, po tym jak oboje (niby zapragnęli nagle dziecka, po znajomości trwającej intensywnie od maja - choć razczej podejrzewam, że Grześkowi dość mocno się już śpieszyło żeby się ustatkować)...no i tak się panoszą...niedzielne obiadki, wizyty, teraz wypad z siostrą Adama do Chorwacji...a my biedne żuczki siedzimy tu ja tyram, Adam też czeka na wakacyjna pracę w sadzie - zbiór jabłek...pocieszam namiętnie siebie i Adama, że w przyszłym roku sobie odbijemy, aż im w pięty pojdzie! Bo oni to podróży poślubej nie mieli, by mieć będziemy taką z prawdziwego zdarzenia :))). I zaś szykuje mi się weekend na wsi, w otoczeniu mnóstwa ludzi., gdzie każdy będzie skakał i biegał i się fascynował sobą nawzajem..i byłoby naprawdę miło, gdyby tylko nie fakt, że nie koniecznie przepadam za towarzystwem Marci (a raczej ciągle i chyba na zawsze) będę miała do niej żal, że razem z Grześkiem zagarnęli mieszkanie w którym mieszkała kiedyś cała rodzina Adama, i on sam nas tym samym pozostawiajac na lodzie...chociaż zdążyliśmy się zaręczyć zanim oni się w ogóle pobrali...Myślę, sobie czasami, że ze mnie to wstrętna i zawistna baba, że będę się w piekle smażyć kiedyś....zazdroszczę, fuczę się, nie jestem w stosunku do nich zbyt ciepła...ganię się za to, a jednak strasznie boli mnie fakt, że nikt nie pomyślał o nas...o naszej przyszłości, o tym, że nie będziemy mieli gdzie zamieszkać po ślubie...w końcu do kupy to właśnie mama Adama "darowała" im to mieszkanie, a oni nie powiedzieli nie...Są w człowieku takie zadry, które pozostaną na zawsze, mimo najlepszych intencji, pomimo najlepszych chęci na bycie dobrym i ludzkim. Są takie uczucia, które przeczą zdrowemu rozsądkowi...jest żal i niestety zazdrość, że Ci, którzy mają dużo, dostają jeszcze więcej...Są gorzkie łzy i wyrzuty w stosunku do Adama...są nerwy na jego mamę i całą rodzinę., że nikt się temu nie sprzeciwił, że tak bardzo nas skrzywdzili...jest niekończące się poczucie, że nikt, zupełnie nikt nie pomyślał o nas...rzucając nam jednocześnie kłody pod nogi...i mimo najszczerszych chęci jakie tylko człowiek może mieć, pomimo cudownej idei wybaczenia..nie wybaczę im. Nigdy.

czwartek, 30 lipca 2009

Wielkie porządki :)))

Dzisiaj wielkie sprzątanie! Padłam...w 1,5 h wysprzątałam mnóstwo pomieszczeń i:

1. Poukładałam w szafkach i szafie
2. Posegregowałam ciuszki, poukładałam te w których już chodzić raczej nie będę...z różnych powodów (...)
3. Umyłam naczynia i poukładałam je
4. Wysprzątałam pokój Kamili (po jej wyjściu wyglądał jak po przejściu huraganu!)
5. Uśpiłam kota (tu podwójny sukces, bo latał i "układał" ze mną)
6. Przymierzyłam wszystkie sukienki jakie mam w szafie...hmm...marząc przy tym ;)
7. Wysprzątałam kuwetę kota...kot =cudo, kuweta=niekoniecznie ;)
8. Usiadłam...siedzę i piję energetycznego drinka...

Muszę:

1. Ogolić nogi właściwie to się ogolić ;)
2. Oglądnąć obowiązkowo "Przyjaciół"
3. Wyczyścić torebkę - precz z kolorem ala latte!! - brudzi się potwornie, choć wygląda cudnie!
4. Uporządkować gazety - czy wspominałam już, że jestem NAŁOGOWĄ kupowaczką gazet?! Nie..więc teraz się przyznaję...mam ich tonę...i w nich już tonę :)
5. Nastroić się przychicznie, że w sobotę znowu jadę do A. - wraca z Londynu jego rodzinka więc będzie iście rodzinny zlot...dzisiaj dostałam zaproszenie na gg - sama przyszła teściowa mnie zaprosiła...już się cieszę...umieram ze szczęścia :)...
6. Przetrzymać jeszcze jutrzejszy dzień w pracy...- w końcu jest piątek...
7. Nie już nie muszę...na razie :)

środa, 29 lipca 2009

Relax by Cynamonowa

1. Dzisiaj się byczę....oglądam przyjaciół, może pośpię trochę, pomaluję paznokcie, nałożę maseczkę...zrobię wszystko to, na co rzadko kiedy mam czas...

2. P.S. Czuję coś dziwnego..czuję, że podobam się koledze z pracy...miłe to, ale dość kłopotliwe...nie chcę roztrząsać, nie chcę myśleć, potraktuję to tylko jako komplement...po prostu...

wtorek, 28 lipca 2009

Czasomierz

Brak mi czasu. Ostatnimi czasy namiętnie oglądam przyjaciół. Kocham ten serial:))) Odpręża mnie i rozluźnia, mogę oglądać go milion razy i tak mi się nie znudzi! Przypomina mi Londyn, i relaks po pracy...W międzyczasie zaczytuję się w waszych blogach...natrafiam na nowe, szukam starych. Dni pędzą nieubłagalnie, każdego dnia łapię się na tym, że czas przelatuje mi przez palce...Od czasu do czasu aby poprawić sobie humor spoglądam na cudne zagraniczne wyjazdy, cóż pomarzyć dobra rzecz. Za niecałe 2 tygodnie mam urodziny i kończę 24 lata...pamiętam jak byłam dzieckiem, potem nastolatką, a potem jak kończyłam 18 lat. jak paliłam na 18-stce schowana przez tatą, jak mnie nakrył..to było jakby wczoraj...teraz jestem w "kwiecie" wieku, mam pewne plany, i tylko z łezką w oku wspominam czasy LO, imprezy, wypady, zwykłe śmiechy-chichy...tak od czasu do czasu zastanawiam się tylko czy świat pędzi tak szybko, czy ja już jestem taka stara? Łapię się na tym, że pomimo metryki ja jednak fizycznie czuję się wciąż młoda (bo jestem, prawda?), wciąż świeża...Nachodzi mnie taka myśl, aby urodziny spędzić jakoś miło, nie wiem jeszcze jak ale liczę, że zostanę natchniona niedługo mnóstwem pomysłów:)) Z kolei dzień po urodzinach mamy z A 4 rocznicę ..tak, to już 4 lata...długo ogromnie...nie pojmuję tego w swojej małej główce, że tyle lat, dni, godzin i minut już upłynęło...Niech ktoś zatrzyma pociąg chciałabym wysiąść tylko na chwilkę...zatrzymać czas, na chwilkę, i na chwilkę może cofnąć go...

piątek, 24 lipca 2009

Weekend na...wsi

Jadę do A. Jego rodzice polecieli do jego siostry do Londynu, więc wygląda na to, że możemy spokojnie spędzić weekend we dwoje....z jego dziadkami na dole ;) to taki gratis :) bo A z dziadkami mieszka i rodzicami i dlatego nie będę mieszkać nigdy tam ja..to tak w woli wyjaśnienia. Spakowałam się już. Wiem, to tylko 2 dni a ja pakuję się jakbym jechała na tydzień nad morze ;p No cóż, chcę się chociaż trochę poczuć jak na wakacjach...Odpocznę, zmienię klimat (a będę tylko 8 km dalej), poopalam się (wmawiam to sobie, ale nienawidzę opalać się "bez" wody),może pójdziemy na jakiegoś drinka do kuzyna A. Szkoda mi go, więc po prostu pobędę z nim. Po drodze wstąpię po pizzę, A zażyczył sobie niespodzianki na wieczór, i smacznego żarełka :) Więc oto jestem! Zawsze zwarta i gotowa...a może tylko zwarta ;) Miłego weekendu kochani, szalonych imprez, niezapomnianych wrażeń, a ja nacieszę się tylko byciem we dwoje, albo aż...

poniedziałek, 20 lipca 2009

a) Poukladana b) Roztrzepana c) I jedno i drugie

Mimo, że mnie nie było, to byłam...odwiedzałam, czytałam, komentowałam..miałam ciężki tydzień i dał mi się mocno we znaki. W weekend odsapnęłam. Poza tym czułam, że nie mam nic ważnego do powiedzenia...więc po co rzucać słowa na wiatr? Jestem ustabilizowaną uczuciową babą, mam spokojne, życie, bez nagłych zakrętów, bez zawrotów głowy i wahań uczuć...i chyba dobrze mi z tym. Czasem tylko z nutką zazdrości czytam wypowiedzi koleżanek, o soczystych weekendach, nowych męskich znajomych, intrygach i tym podobnych...czasem chciałabym jeszcze żeby i mną zatrzęsło, żeby adrenalina skoczyła, żeby zatrzęsła się ziemia...nie wyszalałam się, a przynajmniej nie na tyle żebym mogła powiedzieć, że swoje przeżyłam, a teraz odpoczywam. Pocieszam się, że pewnie po 30 dostanę korby, zapakuję A pod pachę i pójdziemy na ubaw. Jest tyle miejsc, które chciałabym zobaczyć i odwiedzić, jest tyle krajów, które mnie fascynują...jest tyle rzeczy, których trzeba spróbować..na własnej skórze..czekam na ten moment z podekscytowaniem...i w takich chwilach chyba lubię to swoje poukładanie...planuję już mnóstwo rzeczy, oglądam wakacje, kompletuję listę gości, oglądam zaproszenia, zamówiłam suknię...czuję, że wszystko, to na co czekam zbliża się wielkimi krokami...tak jak zaplanowałam, jak sobie wymyśliłam. Wiem, co chcę robić potem....odpoczywać...wygrzewać się na gorącej piaszczystej plaży, opalać, pić drinki, zwiedzać i od nowa wszystko po kolei...lubię planować coś i z radością na to czekać. Lubię być czasem próżna :)

poniedziałek, 13 lipca 2009

13-go...wszystko zdarzyć się może...czyli-jak nienawidzę tego dnia!

Zacznę od rzeczy miłych i przyjemnych. Zamówiłam suknię! W końcu się zdecydowałam...a co, ile będę czekać? Zaliczka wpłacona więc przepadło :) Byłam razem z mamą A, miała łzy w oczach jak zobaczyła mnie w sukni...więc chyba wypadałam koncertowo :)
Czy to piątek 13-go, czy poniedziałek dla mnie nie ma to chyba większego znaczenia...ważne, że 13-go...nienawidzę tej daty i wcale ale to wcale nie jestem przesądna! Jednakże, w tym dniu zawsze coś niedobrego musi się wydarzyć. Chciano mnie dziś wmanewrować w nieprzyjemną rzecz, więc powiedziałam co myślę, zagotowałam się a potem przez 2h nie odzywałam się do koleżanki z biura. Mam dość! najzwyczajniej w świecie dość...a jeszcze wygląda na to, że będę musiała tłumaczyć się z czegoś za co w ogólnie nie czuję się winna...szukaj tu sprawiedliwości. Jak tym wszystkim piznę, to odetchnę, ale nie mogę...mogę tylko ponarzekać, powkurzać się, zdenerwować, a jak trzeba to i popłakać cichutko w kąciku...i to by było na tyle. Nie potrafię w dzisiejszym dniu znaleźć choćby jednego przyjemnego akcentu...nie potrafię. Czuję, że bardzo potrzebuję odpoczynku...ale na tym to wszystko się kończy. Czuję się wypluta i przepuszczona przez wyżymaczkę. Idę odpocząć. Coś oglądnąć. Wybyczyć się. Poczytać Was. A na poprawę nastroju moje konto zasiliło się: cudną torbą w kolorze latte, białą sukienką i koronkowym biustonoszem...na osłodzenie gorzkiego dnia.

środa, 8 lipca 2009

...Morz szum, ptaków śpiew...złota plaża pośród drzew...wszystko to w letnie dni...

Słabe dni mam ostatnio. Słabe, bo jakieś takie potwornie męczące. Słabe, bo nerwowe, stresujące i na NIE. W pracy wszystko przychodzi z trudem, każdy czepia się o pierdoły, nic nie znaczące drobiazgi...poważne uchybienia i niedociągnięcia są pomijane i nikt ich nie zauważa, albo udaje, że ich nie ma...w zasadzie to powinnam się przyzwyczaić, nie wiem czemu tak ciężko mi to przychodzi?!...Czuję się tak bardzo niedoceniona...tylko tyle. Staram się pracę zostawić w pracy, a w domu nie myśleć o tym. Nie chcę i nie mogę. Nie będę łączyć pracy z życiem codziennym, nie będę się schizować w domu. Tłumaczę sobie, że ten zły czas minie...jak zawsze...dzisiaj trochę odpoczęłam, po pracy położyłam się na godzinę i zapadłam w błogi sen...wczorajsza burza dała mi się we znaki, nie mogłam spać. Błyski były potwornie przerażające, więc do 1.00 spałam przy zapalonym świetle...taka moja mała fobia ...:), rano byłam pólprzytomna, a popołudniem dosypiałam...cały dzień siedziałam też w cyferkach dla Grażyny...potem na koniec dnia pochwalił się, że zdołał się ze wszystkim uwinąć....tak akurat on...fałsz, obłuda i zadufanie....że jeszcze tacy ludzie istnieją...
Każdego dnia sobota zbliża się wielkimi krokami, uwielbiam czekać na coś z takim podekscytowaniem...mam poczucie, że muszę się czymś zająć, choć z drugiej strony uciekłabym stąd gdzie pieprz rośnie aby odpocząć...zaszyłabym się najchętniej nad morzem, poleżała na piasku, wsłuchała w szum morza, pooglądała fale...pobyła tam po prostu...tak zwyczajnie tęsknię za tym i kocham to...tylko tam w pełni odpoczywam...tylko tam się relaksuję...tylko tego teraz mi do szczęścia brakuje...

wtorek, 7 lipca 2009

Chwila przyjemności...






Źródło: www.lissaferrera.pl







poniedziałek, 6 lipca 2009

Przegląd tygodnia :)


Po 1: Wściekłam się dziś na prezesa. Zadzwonił do mojego szefa i zapytał od kiedy ja (a pracuję już w tej firmie 1,5 roku) mam dostęp do programu ISO...no tak...odkąd tam pracuję?!...zabił mnie tym pytaniem. Wszystkie zestawienia, które robię (część z nich dla niego), robię w zasadzie w oparciu o ten program, więc nie mam więcej pytań...pokazało mi to, że tak naprawdę mało kto wie czym ja (i nie tylko pewnie ja)zajmuję się w tej firmie...czym mnie jeszcze zaskoczą?
Po 2: Planujemy z dziewczynami akcję "podwyżka"...Aśka pytała czy się dołączam, ofkors! a jakże by inaczej?! Chcę zarabiać więcej kasy to naturalne. Napomknęłam jakiś czas temu Grażynie (Grażyna to "on" i mój bezpośredni przełożony), że przydałaby mi się podwyżka, ale nie za robienie konkretnej rzeczy ale podwyżka "stażowa" za pracę w firmie - powiedział, że się zorientuje jak sprawa ma się na górze- orientuje się już ok 2 tygodnie...Dlatego też Aśka przypuszcza atak, a ja i Ewa razem z nią, a co, najwyżej nam nie dadzą i tyle.
Po 3: 8-go A mama ma imieniny...kazałam mu dzisiaj wybadać, czy możemy podskoczyć w tygodniu z prezentem...ale nadal cisza...A nienawidzi pytać się o cokolwiek swojej mamy...w życiu tego nie pojmę?!
Po 4: Kolejne popołudnie w domu...dzień zlatuje mi na pracy do 15.00 bądź 16.00 i odpoczynku...relaksie...lenistwie nazwijcie to jak chcecie...nie cierpię siebie za to, ale co mam zrobić jak A mieszka 8 km ode mnie??...i na dodatek też musi cokolwiek pomóc w domu...(w takich chwilach marzę, aby było po ślubie i abyśmy już razem mieszkali...)
Po 5: Kot dostał "pierdolca" lata jak głupi, gryzie, drapie, skacze myśli, że jest tygrysem...takie mam odczucie...czai się i atakuje ręce, nogi, palce...
Po 6: Nieustannie marzę aby mieć wakacje...i co najgorsze wiem, że ich nie będę miała, nie w tym roku...W sobotę bratowa A napomknęła abyśmy w przyszłym roku jechali z nimi (siostra A i jej mężem też)do Chorwacji, po czym dodała" Ale wy w przyszłym roku macie wesele, to nigdzie nie pojedziecie"....Hę?! Po moim trupie! Zrobiłam się fioletowa jak to usłyszałam, i wiszę na necie i szukam wycieczek na przyszły rok! Żebym miała paść to pojadę! Na tapecie są: Kreta, Portugalia, Cypr, Djerba....anywhere byleby gdzieś pojechać!
Po 7: Wielkimi krokami zbliża się sobota. W sobotę jadę po suknię do Opola. Ja, mama i mama A...niech jedzie i doradzi, może będzie dobrze. Czuję motyle w brzuchu, więc powinno być dobrze :)
I po 8: Najprzyjemniejszym akcentem tego tygodnia nie jest suknia, ani cokolwiek innego ale....moja wyczekana comiesięczna wypłata, tak więc kochany i wyczekiwany czwartku nadchodź!!!!

niedziela, 5 lipca 2009

Wspomnień czar


Wczoraj usiedliśmy z A i przeglądaliśmy nasze zdjęcia z Londynu...moja przygoda z Londynem była wspaniała. Byliśmy tam wspólnie 2 razy po 2,5 miesiąca. Jak tylko poznałam A jego siostra (która mieszka tam na stałe od 9 lat) zaprosiła mnie z nim do pracy na wakacje...A był tam już 2 razy więc wiedział co i jak i z czym to się je. Ja, anglistka z zamiłowania, żądna wrażeń i nowych przygód zgodziłam się bez wahania. Siostra A pracowała wówczas w pubie przy Tower Bridge, w samym sercu Londynu. W All Bar One przeżyłam mnóstwo ciekawych chwil. Pracowałam jako kelnerka, tak po prostu nigdy wcześniej tego nie robiąc, nie majac kontaktu z "żywym" angielskim, rzuciłam się na głęboką wodę. Pierwsze dni mnie pochłonęły...jak wracałam do domu to płakałam, że dałam się namówić na angielską przygodę, że myślałam, że będzie łatwiej...uczyłam się z dnia na dzień, musiałam łapać w mig, żywy człowiek jest najbardziej wymagającym klientem. All Bar One był miejscem gdzie schodziła się angielska klasa średnia. Bankierzy i księgowe popołudniami po pracy wpadali na drinka, bądź też na imprezę - jak kto woli... czasami ciężko było uwierzyć w to, że na drugi dzień idą przecież do pracy...ale taki styl życia jest tam mocno zakorzeniony i panuje nadal. Gdy nadchodził weekend, to szczerze miałam dość. Niekończące się przyjęcia, rachunki na 1000 funtów, istny "high life"...z zakasanymi rękawami, z językiem na brodzie, mając do obsłużenia średnio 10 stolików wyciskałam z siebie soki...A pracował przy zmywarkach, więc nie męczył się z zamożną i w zasadzie też momentami chamską klientelą Londynu. Mam takie jedno wspomnienie, kiedy to 1 dnia a była to sobota, po zamknięciu pubu koło 12 usiadłam na podłodze...musiałam usiąść, bo inaczej bym zwymiotowała ze zmęczenia...wtedy poczułam na własnej skórze co znaczy ciężka praca...wtedy poczułam, że jestem dorosła. Ale poczułam też, że to co przeżywam i czego się uczę pozostanie ze mną na zawsze gdziekolwiek bym była. mieszkaliśmy u siostry A. Pełen luzik. Z zafascynowaniem kiedy tylko mieliśmy wolne(a były to zwykle 2 dni w tygodniu) planowaliśmy gdzie dzisiaj jedziemy i co oglądamy. A siadał na łóżku z mapą metra i rysowaliśmy trasę...oczywiście nie byłabym sobą, jeśli w tę zaplanowaną z precyzją trasę nie wlepiłabym jakiegoś centrum handlowego...kochałam to, była to jedyna przyjemność po cięzkiej pracy, która A doprowadzała do furii :) Siadam teraz od czasu do czasu i z łezką w oku wpsominam chwile spędzone w Londynie...radośc z posiadania własnych ciężko zarobionych pieniędzy, cudowne miasto, które żyje nocą i dniem i 24 h na dobę...pełne cudownych miejsc, mnóstwa ludzi, milionów twarzy...gdybym miała okazję powtórzyć to samo nigdy bym się nie zawahała choćby przez chwilę...pomimo łez, nerwów, wyrzeczeń i stresu i wszystkiego tego co przeżyłam nie zamieniłabym tych wspomnień na żadne inne! Podróże kształcą, ale dają też mnóstwo wspomnień, zdjęć, i zawsze ale to zawsze...mogę wrócić pamięcią do tych chwil...które swoją drogą nigdy się już nie powtórzą...

czwartek, 2 lipca 2009

"A" jak Aneta, "A "jak On i "S" jak strach

Chyba mi przeszło. A też zastanowił się nad swoimi impulsywnie wypowiedzianymi i tak bolesnymi słowami...czy ktoś kogo kocha się tyle lat, kogo zna się jak własną kieszeń ma prawo w taki idiotyczny sposób ranić?...słowami....? Natura ludzka jest przewrotna. Ponoć, wie, że robi źle, wie co robi, wie jak mnie to boli, ale jego drugie złośliwe "ja" momentami włada nim. Nie przekonuje mnie to, każdy musi umieć zapanować nad sobą i swoimi złymi emocjami...każdy kto kocha, komu zależy, kto planuje wspólną przyszłość...Nie miałeś prawa być taki przykry, i nie chcę przeprosin, nie chcę po prostu więcej takich sytuacji...rozkładają mnie na łopatki, puchnę od płaczu. Ja - silna i twarda rozklejam się w oka mgnieniu kiedy słowa ostre jak kolce docierają od tego, którego tak kocham, któremu ufam, z którym byłam, jestem i chcę być..."Cierpienie uszlachetnia" - może kiedyś odczuję jego zbawienne właściwości. Czuję się teraz tak błogo...lekko czuję jakbym fruwała...jestem strasznie spokojna, pogrążam się ciszy, napawam spokojem. Czuję zmęczenie, i marzę aby zasnąć...i odpłynąć. Jutro kolejny i ostatni dzień pracy przede mną. Muszę zamienić się w wszystkowiedzącą Anetę...muszę być profesjonalna, miła, uśmiechnięta...to na zewnątrz. Bo wewnątrz ostatnimi czasy czuję jakbym się wypalała...spotkało mnie tyle porażek, że moja samoocena spadła do zera. Nie widzę jasnych stron tej sytuacji, czuję się podle, nie wiem gdzie szukać rozwiązania. Muszę znosić humory bliskich mi osób, przyjmuję wszystko na klatę, staram się ugłaskać, ale w głębi duszy strasznie mi źle. Boję się, że się wypalę, że nie będę miała pomysłu na siebie i na swoje życie. Boję się, że życie mi się nie uda. Boję się samej siebie. Czuję taki niepokój w środku...a nigdy nic nie czułam. I tego się boję....

środa, 1 lipca 2009

Nienawidzę smutku

Strasznie mi źle...A zrobił mi okropną przykrość...nie wiem czemu. Po prostu miał taki kaprys. Jego złośliwa natura dała o sobie znać. Jak jest zły kocha być złośliwym, uszczypliwym i kąsa...słowami...do bólu...okropnie...straszną przykrość mi zrobił krótką rozmową. To nie złość, nie wkurw, mi jest strasznie smutno...tak jak dawno nie było...

Raz na wozie, raz pod wozem...

Ten wszechobecny upał doprowadza mnie do szału. W murach na szczęście nie czuję, tych 30 stopni. A teraz odpoczywam w domu.
K miała wczoraj straszny dzień. Okazało się, że nagle jej A wyjeżdża do pracy do Anglii....umarła. Najpierw nerwy, wyzwiska, krzyk i potworny ryk...potem żal i szloch, który nie pozwalał mi zasnąć. Starałam się tłumaczyć, że to nie koniec świata, że ja w kilka dni potem jak poznałam A, również musiałam zmagać się z samotnością...bo A wyjechał też do siostry do Londynu na 2 miesiące. Tak bardzo starałam się wczuć w to co ona czuje, a przecież znam to doskonale...strasznie mocno ją z mamą przytuliłyśmy i pozwoliłyśmy się jej wypłakać...potem już na spokojnie przetrawiła fakty, zadzwoniła do niego i uspokoiła się. Strasznie mi jej żal, powstrzymywałam się od tego aby nie siąść i nie płakać z nią. Ale wiem, też, że wszystko jest do przeżycia, przeczekania. Wytłumaczyłam jej, że wyjdzie im/jej to na dobre, że ich uczucie przybierze na sile, wyluzują się, odpoczną od siebie. Temu żalowi towarzyszy lęk, że A ją zostawi, że pozna kogoś innego, że nie będzie dzwonił, pisał. Jeśli miałby ją zostawić, to zrobiłby to bez względu na to gdzie by był. Tak to zawsze sobie i innym tłumaczę, bo w to wierzę. Okazuje się, że jego rodzice sami poniekąd zaplanowali mu z góry ten wyjazd...no cóż...wierzę, że wszystko będzie dobrze, a K przeczeka to wszystko, wypłacze miliony łez ale się wzmocni. Tego jej potrzeba, jest potwornie słaba psychicznie i chwiejna emocjonalnie. Jest nadpobudliwa i momentami psychopatyczna...Ta cała sytuacja mnie jakoś przygnębiła...tym bardziej jak przypomniałam sobie, że przed tym całym zdarzeniem u K w pokoju spadł obraz...sam po prostu ze ściany...wytłumaczyłyśmy sobie to tym, że był słabo przymocowany...teraz już wiem i nawet jeśli nie wiedziałam i nie wierzyłam to myślę, że to był znak...mama też to potwierdziła...głupie to wszystko...i wszystko się chrzani. Dokumentnie. Zawładnęła mną taka melancholia i smutek, boli mnie to, że komuś kogo kocham jest źle czuję, że najchętniej uchroniłabym wszystkie najbliższe mi osoby od złego...



"Szczęście nie jest przecież stanem wiecznym. Zresztą i też nie okresowym. Szczęście to po prostu taki skurcz serca, którego doznaje się czasami kiedy człowieka przepełnia taka radość , że wprost trudno ją znieść. Znika równie szybko jak się pojawia. I nie ma go dopóki nie nadejdzie znowu, by sprawić, że człowiek uzna to za najwspanialszy dar"

- Margit Sandemo
Powered By Blogger

Pachnę Lolitą Lempicką

Pachnę Lolitą Lempicką

Uwielbiam zapach wanilii

Uwielbiam zapach wanilii

Uwielbiam błyskotki

Uwielbiam  błyskotki

Każdego dnia czekam na to, co przyniesie mi los

Każdego dnia czekam na to, co przyniesie mi los

Czekam na najważniejsze wydarzenie w życiu

Czekam na najważniejsze wydarzenie w życiu

Odpoczywam przy filiżance pysznej cynamonowej

Odpoczywam przy filiżance pysznej cynamonowej

Patrzę, bo oczy są zwierciadłem duszy

Patrzę, bo oczy są zwierciadłem duszy

Czuję się częścią wielkiego świata

Czuję się częścią wielkiego świata

Stąd mam najpiękniejsze wspomnienia

Stąd mam najpiękniejsze wspomnienia

Marzę aby zobaczyć więcej

Marzę aby zobaczyć więcej

Bywam kontrowersyjna

Bywam kontrowersyjna

Obserwatorzy