Wczoraj usiedliśmy z A i przeglądaliśmy nasze zdjęcia z Londynu...moja przygoda z Londynem była wspaniała. Byliśmy tam wspólnie 2 razy po 2,5 miesiąca. Jak tylko poznałam A jego siostra (która mieszka tam na stałe od 9 lat) zaprosiła mnie z nim do pracy na wakacje...A był tam już 2 razy więc wiedział co i jak i z czym to się je. Ja, anglistka z zamiłowania, żądna wrażeń i nowych przygód zgodziłam się bez wahania. Siostra A pracowała wówczas w pubie przy Tower Bridge, w samym sercu Londynu. W All Bar One przeżyłam mnóstwo ciekawych chwil. Pracowałam jako kelnerka, tak po prostu nigdy wcześniej tego nie robiąc, nie majac kontaktu z "żywym" angielskim, rzuciłam się na głęboką wodę. Pierwsze dni mnie pochłonęły...jak wracałam do domu to płakałam, że dałam się namówić na angielską przygodę, że myślałam, że będzie łatwiej...uczyłam się z dnia na dzień, musiałam łapać w mig, żywy człowiek jest najbardziej wymagającym klientem. All Bar One był miejscem gdzie schodziła się angielska klasa średnia. Bankierzy i księgowe popołudniami po pracy wpadali na drinka, bądź też na imprezę - jak kto woli... czasami ciężko było uwierzyć w to, że na drugi dzień idą przecież do pracy...ale taki styl życia jest tam mocno zakorzeniony i panuje nadal. Gdy nadchodził weekend, to szczerze miałam dość. Niekończące się przyjęcia, rachunki na 1000 funtów, istny "high life"...z zakasanymi rękawami, z językiem na brodzie, mając do obsłużenia średnio 10 stolików wyciskałam z siebie soki...A pracował przy zmywarkach, więc nie męczył się z zamożną i w zasadzie też momentami chamską klientelą Londynu. Mam takie jedno wspomnienie, kiedy to 1 dnia a była to sobota, po zamknięciu pubu koło 12 usiadłam na podłodze...musiałam usiąść, bo inaczej bym zwymiotowała ze zmęczenia...wtedy poczułam na własnej skórze co znaczy ciężka praca...wtedy poczułam, że jestem dorosła. Ale poczułam też, że to co przeżywam i czego się uczę pozostanie ze mną na zawsze gdziekolwiek bym była. mieszkaliśmy u siostry A. Pełen luzik. Z zafascynowaniem kiedy tylko mieliśmy wolne(a były to zwykle 2 dni w tygodniu) planowaliśmy gdzie dzisiaj jedziemy i co oglądamy. A siadał na łóżku z mapą metra i rysowaliśmy trasę...oczywiście nie byłabym sobą, jeśli w tę zaplanowaną z precyzją trasę nie wlepiłabym jakiegoś centrum handlowego...kochałam to, była to jedyna przyjemność po cięzkiej pracy, która A doprowadzała do furii :) Siadam teraz od czasu do czasu i z łezką w oku wpsominam chwile spędzone w Londynie...radośc z posiadania własnych ciężko zarobionych pieniędzy, cudowne miasto, które żyje nocą i dniem i 24 h na dobę...pełne cudownych miejsc, mnóstwa ludzi, milionów twarzy...gdybym miała okazję powtórzyć to samo nigdy bym się nie zawahała choćby przez chwilę...pomimo łez, nerwów, wyrzeczeń i stresu i wszystkiego tego co przeżyłam nie zamieniłabym tych wspomnień na żadne inne! Podróże kształcą, ale dają też mnóstwo wspomnień, zdjęć, i zawsze ale to zawsze...mogę wrócić pamięcią do tych chwil...które swoją drogą nigdy się już nie powtórzą...
O sobie samej:
- Cynamonowa
- " I think of myself as an intelligent, sensitive human with the soul of a clown, which always forces me to blow it at the most important moments"
niedziela, 5 lipca 2009
Wspomnień czar
Wczoraj usiedliśmy z A i przeglądaliśmy nasze zdjęcia z Londynu...moja przygoda z Londynem była wspaniała. Byliśmy tam wspólnie 2 razy po 2,5 miesiąca. Jak tylko poznałam A jego siostra (która mieszka tam na stałe od 9 lat) zaprosiła mnie z nim do pracy na wakacje...A był tam już 2 razy więc wiedział co i jak i z czym to się je. Ja, anglistka z zamiłowania, żądna wrażeń i nowych przygód zgodziłam się bez wahania. Siostra A pracowała wówczas w pubie przy Tower Bridge, w samym sercu Londynu. W All Bar One przeżyłam mnóstwo ciekawych chwil. Pracowałam jako kelnerka, tak po prostu nigdy wcześniej tego nie robiąc, nie majac kontaktu z "żywym" angielskim, rzuciłam się na głęboką wodę. Pierwsze dni mnie pochłonęły...jak wracałam do domu to płakałam, że dałam się namówić na angielską przygodę, że myślałam, że będzie łatwiej...uczyłam się z dnia na dzień, musiałam łapać w mig, żywy człowiek jest najbardziej wymagającym klientem. All Bar One był miejscem gdzie schodziła się angielska klasa średnia. Bankierzy i księgowe popołudniami po pracy wpadali na drinka, bądź też na imprezę - jak kto woli... czasami ciężko było uwierzyć w to, że na drugi dzień idą przecież do pracy...ale taki styl życia jest tam mocno zakorzeniony i panuje nadal. Gdy nadchodził weekend, to szczerze miałam dość. Niekończące się przyjęcia, rachunki na 1000 funtów, istny "high life"...z zakasanymi rękawami, z językiem na brodzie, mając do obsłużenia średnio 10 stolików wyciskałam z siebie soki...A pracował przy zmywarkach, więc nie męczył się z zamożną i w zasadzie też momentami chamską klientelą Londynu. Mam takie jedno wspomnienie, kiedy to 1 dnia a była to sobota, po zamknięciu pubu koło 12 usiadłam na podłodze...musiałam usiąść, bo inaczej bym zwymiotowała ze zmęczenia...wtedy poczułam na własnej skórze co znaczy ciężka praca...wtedy poczułam, że jestem dorosła. Ale poczułam też, że to co przeżywam i czego się uczę pozostanie ze mną na zawsze gdziekolwiek bym była. mieszkaliśmy u siostry A. Pełen luzik. Z zafascynowaniem kiedy tylko mieliśmy wolne(a były to zwykle 2 dni w tygodniu) planowaliśmy gdzie dzisiaj jedziemy i co oglądamy. A siadał na łóżku z mapą metra i rysowaliśmy trasę...oczywiście nie byłabym sobą, jeśli w tę zaplanowaną z precyzją trasę nie wlepiłabym jakiegoś centrum handlowego...kochałam to, była to jedyna przyjemność po cięzkiej pracy, która A doprowadzała do furii :) Siadam teraz od czasu do czasu i z łezką w oku wpsominam chwile spędzone w Londynie...radośc z posiadania własnych ciężko zarobionych pieniędzy, cudowne miasto, które żyje nocą i dniem i 24 h na dobę...pełne cudownych miejsc, mnóstwa ludzi, milionów twarzy...gdybym miała okazję powtórzyć to samo nigdy bym się nie zawahała choćby przez chwilę...pomimo łez, nerwów, wyrzeczeń i stresu i wszystkiego tego co przeżyłam nie zamieniłabym tych wspomnień na żadne inne! Podróże kształcą, ale dają też mnóstwo wspomnień, zdjęć, i zawsze ale to zawsze...mogę wrócić pamięcią do tych chwil...które swoją drogą nigdy się już nie powtórzą...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pachnę Lolitą Lempicką
Uwielbiam zapach wanilii
Uwielbiam błyskotki
Każdego dnia czekam na to, co przyniesie mi los
Czekam na najważniejsze wydarzenie w życiu
Odpoczywam przy filiżance pysznej cynamonowej
Patrzę, bo oczy są zwierciadłem duszy
Czuję się częścią wielkiego świata
Stąd mam najpiękniejsze wspomnienia
Marzę aby zobaczyć więcej
Bywam kontrowersyjna
Blogi
Archiwum bloga
-
▼
2009
(30)
-
▼
lipca
(14)
- Biednemu zawsze wiatr w oczy...życie nie składa si...
- Wielkie porządki :)))
- Relax by Cynamonowa
- Czasomierz
- Weekend na...wsi
- a) Poukladana b) Roztrzepana c) I jedno i drugie
- 13-go...wszystko zdarzyć się może...czyli-jak nien...
- ...Morz szum, ptaków śpiew...złota plaża pośród dr...
- Chwila przyjemności...
- Przegląd tygodnia :)
- Wspomnień czar
- "A" jak Aneta, "A "jak On i "S" jak strach
- Nienawidzę smutku
- Raz na wozie, raz pod wozem...
-
▼
lipca
(14)
i właśnie za to wszyskto kocham wspomnienia...tak dobrze że człowiek moze pamiętać...
OdpowiedzUsuńPięknie miec wspomnienia nikt nam ich nie odbierze:)
OdpowiedzUsuń